po deszczu wychodzi Słońce, a wiosna jest tuż po zimie :)

po deszczu wychodzi Słońce, a wiosna jest tuż po zimie :)

W takim dniu...

W takim dniu podrzucam coś miłego dla oka, żeby nie zapomnieć do reszty o urodzie Świata tego ;D Ku pocieszeniu dodać jeszcze można, że pogoda jest zmienna i ta aktualna zaoknowa minie prędzej....albo później ;D


Nie jest źle. Nic nam nie jest w stanie zepsuć dnia, ani humoru, prawda? :)

To tylko pogoda, tylko deszcz, tylko chłód, ziąb, słota, wygwizdowo, gołe drzewa, brak zieleni i Słońca, ciapa, błoto, plucha, umarzniety paluch u nogi i wiszący sopelek przy nosie...
Ale co tam! Nam nie straszne takie zjawiska! jesteśmy hirosami i z uśmiechniętą głową do góry przetrwamy do wiosny, nie? :)

To oby nam się...;D
 Moje radości...



A Wy jakie macie sposoby na takie deszczowe, szare jesienie?
prowincjanka
Saal

Saal

:)

To będzie dobry czas żeby o tym napisać... Akurat przed Świętami, kiedy często wielu z nas drapie się po głowie, nie mając pomysłu na trafiony, oryginalny prezent... Sama często mam z tym problem, lecz nie tym razem!

Tym razem już teraz udało mi się wyłowić dosłownie perełkę wśród morza niepotrzebnych i zapomnianych drobiazgów... 
Tym razem postawiłam na sentymentalnego łowcę wspomnień w postaci fotoksiążki wykonanej przez firmę Saal Digital. I powiem szczerz, że jestem zachwycona....i oczarowana....ach... :)

Trzeba zacząć przede wszystkim od tego, że Saal to bardzo solidna i porządna firma. Taka, na której można polegać. Takie moje odczucia :)

Rynek jest przepełniony od firm świadczących podobne usługi. Jednak  żeby trafić na naprawdę coś godnego uwagi, trzeba się trochę wysilić... W swoim wieku dość krótkim, a jednak wystarczającym do tego żeby oddzielić plewy od ziarna ;) zamawiałam kilkakrotnie produkty foto. Bardzo często były to prezenty... :/ Jednak kilka z takich zamówień mam w swoim domu do celów własnych...I muszę przyznać, że są to raczej rzeczy od kiepskiej jakości do jakości w porywach średniej. No cóż różnie to bywa, prawda? Podejrzewam jednak, że zazwyczaj bywa to tak, że firmy do jakości swoich wytworów przykładają się mniej niż do ilości wyprzedanego towaru...Tak sobie myślę, po swojemu, na prowincjański rozum :D


Nie zrażając się jednak zbytnio bublami, polowałam dalej w nadziei, że wreszcie trafię na to coś... W nadziei, że nikt nie odwali na szybciocha roboty, która bardzo często ma zatrzymać kawałek mojego życia...ku pamięci i wszelkim sentymentom. Chciałabym więc żeby moje zamówienie było dopieszczone, domuskane, żeby to było widać w każdym detalu....

Po różnych doświadczeniach z różnymi firmami dziś mogę śmiało powiedzieć, że Saal Digital jest firmą, która spełnia moje wszelkie oczekiwania. 

Jestem w 100% zadowolona!
  • z czasu realizacji zamówienia
  • z kontaktu i obsługi Klienta
  • z programu do projektowania
  • ze staranności wykonania
  • z jakości papieru i druku


Fotoksiążka, bo to o niej dziś piszę, jest przepiękna! Wybrałam matową okładkę z watowaniem i jestem z siebie bardzo dumna, że na taki pomysł wpadłam! Co za efekt, jaka elegancja...Naprawdę pięknie...ale tylko na żywo można dostrzec cały urok, jakość wykonania..Żadne zdjęcia, które tutaj wstawię nawet w 1% nie oddadzą tego uroku...Tym bardziej, że zdjęcia, które zamieszczam były robione w trudnych warunkach i są tylko poglądowe :)

Aha, zatrzymałam się na okładce z watowaniem :) Drugi i kolejne razy tylko taka opcja, warta dopłaty. 

Kolejne zachwyty należą się książkowemu wnętrzu. Grube, sztywne, masywne kartki, na których zdjęcia wyjątkowo świetnie leżą. Nie lubię za bardzo połysków, tak więc do matowej okładki zmatowiłam też i całą resztę :) Dla mnie bomba.  Głębia kolorów, wręcz ich realistyczne odtworzenie...Miodzio :)

Do tego bogate zaplecze pomagajek podczas tworzenia. W programie można znaleźć masę gotowych szablonów, obrazków i napisów. Kiedy robisz tło masz całą gamę różnorodnych wzorów, na pewno znajdziesz coś dla siebie :)
W pakiecie dobroci mamy jeszcze idealne, płaskie łączenie zdjęć - fantastyczna sprawa. Mogę sobie klepnąć zdjęcie na środku książki, mogę na całości dwóch stron i w żadnym przypadku nie widać połączonych kartek. Żadnej krechy. Spójność. Gładkość. Płynność dla oczu.

Wszystkie moje głosy wewnętrzne: rozumowe, praktyczne, sercowe, wzrokowe, a nawet chyba i te podświadome ;) - mówią mi, że fotoksiążka z Saal Digital jest produktem wartym uwagi. Jest produktem, na którym widać staranność wykonania i jakość wspaniałego druku i porządnego papieru. Jest produktem, który z czystym sumieniem trzeba brać i polecać w Świat :)


prowincjanka

















Wawrzyniec

Wawrzyniec

Kochaniutcy...

dzisiaj chcę podzielić się z Wami bardzo dobrą rzeczą :D. Jakiś czas temu brałam udział w kampanii... I to nie byle jakiej ;) Testowaliśmy razem rodziną i znajomymi w wielkim rozsmakowaniu... ;d
Zapraszam Was do zapoznania się z Wawrzyńcem ;)



Warzywny Wawrzyniec.
Sama nazwa robi robotę. Jest świetna :) Trafiona w setkę!

Pewnego dnia przyszła do mnie paczka. Była to bardzo ładna i porządna paczka...(Pracowałam w agencji reklamowej, więc wiem co mówię ;) Pudełko bardzo estetyczne, eleganckie, ale też  dobrze wypasione ;) Solidny karton, przepiękne matowe wykończenie plus do tego gdzieniegdzie lakier wybiórczy... och! klasa, naprawdę. Wawrzyniec nie skąpi na wizerunek firmy :) Kolorystyka też tylko podbija doznania wzrokowe: klasyczna biel, nienachalne, lekkie logo... No lubię to i już! :)
Otwieram, więc paczkę i widzę solidnie zapakowane 4 słoiczki, ulotki i powitanie w kampanii.



Przeglądam wszytko starannie i już w mojej głowie kiełkują plany co do zawartości przesyłki ;) W sobotę będą imieniny w rodzinie - będziemy testować :D

Do tego czasu zapoznaję się ze składem i myślę sobie, czy czasem nie przygotować czegoś na ciepło na tą sobotę... Może paszteciki? Nie, nie pasztecików ciotka Dzidka nie lubi. To może zapiekaneczki, chrupiące, sycące, warzywne, pyszne i zdrowe? Nie, nie da rady Bajtka zgaga męczy zawsze po wszystkich zapiekankach...

Ech i choć chęci łaziły mi głowie to nie zrobiłam nic. Posiedziałam, poczytałam i podumałam... Jakie to dobre rzeczy teraz ludzie wymyślają. Nie dość, że zdrowe, smaczne to i nawet w użyciu łatwe. Bez większych filozofii mogę sobie wciągnąć krakersa z pastą z ciecierzycą i czarnuszką. Dla mnie bomba! Coś nowego. Brzmi nawet tak profesjonalnie... jak w tv :) 


Zamykam oczy i już jestem masterszefką: dzisiaj masz za zadanie przygotować kolację z ciecierzycy, możesz użyć dowolne zioła i masz na to 10 minut. Z Wawrzyńcem spoko luz, nie pękam łapię za kromę i już świechtam po niej pastą ze słoiczka. Moje domowe żiri kiwa z uznaniem głową i mówi, że chce jeszcze dokładkę. Przechodzę , więc do kolejnego odcinka :D



Dobra, dobra koniec latania po Świecie choćby i myślami. Przywołuję się do porządku ;) Zastanawiam się nad ulotkami, rozdzielam je. Tyle dla rodziny, parę dla najbliższych znajomych i dla siebie resztę. Będę rozdawać sąsiadom bliższym i dalszym coby jedni drugim nie zazdrościli ;)  I ogólnie puszczę w Świat gdzie się tylko da.

Sobota nadeszła szybciej niż nasza błyskawiczna duma Pendolino. Ale mnie to nie dziwi nic, a nic... Zawsze tak jest: kiedy idziesz na imprezę do kogoś jako gość, to czekasz lata świetlne...Ale kiedy to Ty jesteś gospodarzem i masz za zadanie zorganizować żarełko i popitkę dla tłumu, czas obraca się przeciwko Tobie. Ucieka i ciągle go brakuje, bo nie chce się ani zatrzymać, ani zwolnić na chwilę... 

Ale już koniec tych wzniosłości. Sobota nadeszła, a już od czwartku włączam w tyłku turborobota i nawet czas nie taki straszny ;) Wszystko udało mi się przygotować na czas. Ach oczywiście oprócz siebie: lichy, mierny wręcz makijaż i robocze jeszcze ubranie przywitały pierwszych gości :D ale, przecież wszyscy mówią, że nie tylko wygląd się liczy, że nie ocenia się książki po okładce, że nie tylko szata zdobi człowieka - rzucam, więc na luz i płynę z uśmiechem do gości! :)


Przyjęcie było bardzo udane ;) nie będę się tutaj wkradać w szczegóły, bo nie o tym dzisiaj :) Ale było dobrze ;)



Powiem jedynie, że podczas spotkania otworzyłam słoiczki i zaprosiłam do smakowani i kosztowania ich zawartości. Chętnych nie brakowało. Tłum  rzucił się do degustacji, jak na torebki łiczena w Lidlu ;) Jedna ręka wyposażona w piętkę chleba, prześciga się z drugą uzbrojoną w krakersy... Cóż się działo, naprawdę oblężenie słoiczka ;P 
Wszystkim się jednak udało skubnąć z każdej wersji smakowej. Każdy mógł zabawić się w żiri: pomlaskać, pocmokać i wydać werdykt ;D 

Noty były różne od: ło to bez mięsa! - blee, po: naprawdę pyszne, od razu czuję się zdrowsza, ach co za smak, pieści moje podniebienie. 
W ogólnym rozrachunku, w demokratycznym głosowaniu pasty Wawrzyniec zostały okrzyknięte Władcą Smaków Absolutnym, czyt. WSA ;)


I ja dołożyłam swój głos... Według mnie pasty warzywne Wawrzyńca są pyszne. lekkie, przyjemne, zdrowe, sycące, inspirujące...Jak promyk Słońca w pochmurny dzień, tak WSA rozpromienia często nasze szare, zwykłe talerze. Kto nie próbował, zachęcam serdecznie :) 

P. S.
a Wy lubicie pasty warzywne?
 prowincjanka


P. S. 2
Aha, a słoiczki, są przepiękne i wykorzystałam je do przechowywania przypraw, mam całą szafkę i wyglądają bardzo, bardzo dobrze :D


...ach...

...ach...

Jesienne dzień dobry....


Ach... się układa ostatnio... mało czasu na mojego Blogusia :/ a tyle bym opowiedzieć chciała....
o kiepskim samopoczuciu.....
o remontowych sukcesach i nie sukcesach....
o fatalnej prędkości mojego łącza.....
o jesieni z krwi i kości ze zmarzniętym nochalem ....
o wieczorach pełnych ciepła mimo wszystko.....

Tyle tego jest, że nie wiem nawet jak się zabrać do pisania... I jeszcze drobne poprawki na Blogusia chcę wprowadzać i kiedy tylko się pytam??? ;)

Ech stara jędza maruda ze mnie dzisiaj wylazła, łee ;P 

Ale, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że jestem tylko człowiekiem! kobietą! przeładowaną hormonami! przepełnioną jesiennym, dżdżystym powietrzem - sami rozumiecie - taki dzień i już ;) 

Jutro moja prognoza przewiduje uśmiech i merdanie ogonem od samego rana ;) 



A to dlatego, że od tej chwili zamierzam się doczekoladowywać i dowiniać na cały jutrzejszy dzień, a co! :D


Zapraszam czekolada i wino razem lepiej smakują :d 
Zdrówko :*

prowincjanka
...do kociarzy...

...do kociarzy...

Miau, miau ;)

...coś Ty kotku chciał???
-chciałem ja Puriny troszeczkę,
o pani daj choć odrobineczkę ;)

Taki stan myśli i pożądań widzę ciągle w oczętach mojego biednego, spragnionego kociska... Choć ręczę, że biedne nie jest. Jest dobrze wypasione, wypieszczone i wybawione..Ale... no właśnie jakieś ale jest! I jest bardzo  konkretne. Purina One. Karma.

Od początku....
Był piękny sierpniowy dzień kiedy dowiedziałam się, że dostałam się z moją Lilią do kampanii z Rekomenduj.to. Uciecha przebiegła mi po plecach, po kocisku nie widziałam żadnej reakcji, choć przekazałam jej nowinę :)
Wróciłyśmy do swoich zajęć codziennych, kąpałyśmy się w słoneczkowym blasku, póki jeszcze był dostępny...Wieść o kampanii się zapomniała, aż tu nagle pewnego późnego popołudnia kurier stawia się u drzwi moich ze sporą paką. Od razu pomyślałam o Purina One. I nie myliłam się.



Jak tylko drzwi za kurierem się zamknęły otworzyłam pakunek i miło się zaskoczyłam :) Zawartość była imponująca. Spore paczuszki dla ambasadorów i również spora ilość do częstowania :) Nie wspomnę już o ulotkach, których było bardzo dużo. Przejrzałam wszystko, obczytałam i zawołałam Lilię do spróbowania tych kocich pyszności.

Podbiegła. Z podniesionym  ogonem i łebkiem. Dumnym, powolnym truchtem. W swoim stylu. Ważniara...:)
Otworzyłam torebkę z karmą i podsunęłam jej pod zadarty nos. Tak spontanicznie. Nie byłam przygotowana na taką reakcję...
Szalona kotka wręcz rzuciła się na Purinę! Jak chrupała, jak mlaskała... O losie... wyszła z niej prawdziwa dachówkowa maniera... :D A taka dama niby ;)
Jak zaczęła wcinać to nic, chyba nawet czołgi, tornada i żadne inne siły ogromne nie odebrałyby jej żarełka...Dopóki nie zaspokoiła swoich chęci, nie była obecna. Co za widok. Naprawdę pierwszy raz mi się to zdarzyło... Żałuję, że zdjęć żadnych wtedy nie zrobiłam, albo jakieś wideo raczej byłoby lepszym odzwierciedleniem jej reakcji...No, ale cóż nic w sumie straconego. Podobnie reaguje za każdym razem kiedy daję jej Purinę i zastanawia mnie jak karma dla kotów może być tak różna. Przy innych markach jeszcze tak nie świrowała, a tu proszę.





Ukłony dla Purina One.
Pod każdym względem. Kampania świetna. Podjęłam wyzwanie na https://www.kociarze.pl/trzy-tygodniowe-wyzwanie i regularnie wrzucam co się u nas dzieje.
Karma jakościowo jak do tej pory najlepsza. Fantastyczny, odpowiednio zbilansowany skład. Jestem pewna, że Lilia ma wszystko to, co potrzebne jest do prawidłowego rozwoju i zdrowia kota. Ogólnie już po paru dniach odkąd je karmę Purina zauważyłam, że futerko się bardziej błyszczy i jest mięcuisieńkie i milutkie.... :D I weselsza się zrobiła :)

Ja widzę same plusy Purina One. I dalej nie mogę wyjść z podziwu dla tej marki...Wzdłuż i wszerz już dziś polecam, choć wyzwanie się jeszcze nie skończyło...


A wasi mali milusińscy jakie mają swoje ulubione przysmaki???




kotofanka
prowincjanka
Zott Primo próbuj dziewczyno...;D

Zott Primo próbuj dziewczyno...;D

Kochani, milililili,

ogłaszam w momencie tym, że jogurtowo wręcz wskoczyłam do projektu z trnd.pl.

Szczęśliwcem, który spotkał się z moimi kubkami smakowymi, tym razem okazał się jaśnie Zott per Primo.

Zaszczyt obustronny, a jakże! Zaraz powiem dlaczego...

Wśród mnogości produktów mlecznych, serków, deserków jogurtów i jogurcików, Zott Primo ma swoją pewną pozycję. Jest unikalny...


Zott Primo, to nie tylko jogurt, to styl życia! 


#jestemPrimo, ponieważ...


  • jestem świadomym konsumentem, który zwraca uwagę na jakość i skład produktów. 
  • mimo natłoku codziennych obowiązków znajduję czas na kulinarne eksperymenty z wykorzystaniem   jogurtów naturalnych Zott Primo.  
  • wybieram zdrową, naturalną przekąskę.  
  • prowadzę aktywny tryb życia.  
  • wybieram jogurty naturalne bez dodatku cukru.  
  • dbam o swoje zdrowie, bo to największa wartość!

Spożywanie jogurtów Zott Primo jest korzystne w wielu płaszczyznach codziennego życia. 
Ja przynajmniej zauważyłam choćby te:

- mam pomysł na przekąskę,
- robię coś dobrego dla swojego samopocucia psychicznego - dbam o siebie,
- mój układ pokarmowy jest ze mnie dumny,
- czuję się lekka,
- wprowadziłam do swojego rozgardiaszu pewną regularność,
- ogólnie jest mi lepiej :) 

.....a to za sprawą kampanii Zott Primo, bo wyrobiłam sobie taką prawidłowość jedzenia jogurtów w rożnych sytuacjach dnia codziennego :) 
A zanim cokolwiek o czymkolwiek napiszę to przecież muszę się z produktem zapoznać, wgryźć i rozsmakować. Z Primo rozsmakowuję się już dłuższy czas i tak mi przyjemnie, że będę jeszcze i jeszcze ;)



Smak....hmmm...

Cała seria Zott Primo zasługuje na mocne 5+ Wyjątkowe połączenia naturalnych jogurtów z wyszukanymi dodatkami zdecydowanie podbijają ocenę. 
W sumie do zwykłego naturalnego Primo nic nie mam i jest dobry, ale nie zaskakujący, czy unikalny. Jest normalny, zwykły, przewidywalny, podobny do dziesiątek innych naturalnych.... 

Zott Primo naturalny:

naturalny 1% tłuszczu,
naturalny,
typu greckiego,
naturalny bez laktozy,
naturalny gęsty,
naturalny do picia,
naturalny do picia bez laktozy.





Jednak już jego połączenie z miodem....o pychota :d
Lekki, aksamitny, rozpływający się w ustach, lekko słodki, ale w punkt - nie za dużo i nie za mało, rozpływający się w ustach... Można w nieskończoność pisać o tym egzemplarzu, ale streszczam się co nie co, powiem jeszcze tylko, że dla mnie to ambrozja  niebiańska - uwielbiam!!!!

Regularnie się z nim umawiam i faktycznie do spotkania dochodzi. Tylko, że on w trakcie jego trwania, kradnie moje kubki smakowe razem z sercem i spotkanie dobiega końca...bo on ma swoją pojemność, limity, czy coś... ;) 

Zott Primo z dodatkami:

brzoskwinia,
truskawka,
jagoda,
wiśnia,
musli czekolada-banan,
chrupiące miodowe musli, 
musli tropikalne, 
musli orzechowe.



Firma Zott nie jest obojętna na ludzi z nietolerancją laktozy. Wypuściła na rynek wersję bez laktozy. Jest to jogurt naturalny i jogurt naturalny pitny. Także dla każdego coś dobrego :)



Kampania według mnie jest rewelacyjna. Nie tylko ja jestem zachwycona zottowskimi jogurtami. Moi rozmówcy także z chęcią je pałaszują z iskierką przyjemności w oczach...;)

Tak więc bycie primo jest...primo :D





Lubicie jogurty naturalne? W jakich wersjach smakowych?

rozsmakowana
prowincjanka



Copyright © 2014 prowincjanka , Blogger